Polecane publikacje

To zmienia wszystko (cz. 2) (18525)

2015-05-12


galeria

Naomi Klein, fot. David Shankbone, CC BY 3.0

Co zrobić z strachem, którego źródłem jest życie na umierającej planecie? Planecie, która każdego dnia ma w sobie coraz mniej życia?

Prezentujemy drugą część tekstu Naomi Klein, która dowodzi, że nasz system ekonomiczny i nasz system planetarny znalazły się w stanie wojny. Albo - bardziej precyzyjnie - nasza ekonomia jest w stanie wojny z wieloma formami życia na Ziemi, włączając w to życie nas, ludzi.

Kryzys klimatyczny zmieni świat

W 2012 roku 21 laureatów prestiżowej Nagrody Niebieskiej Planety, grupa w skład której wchodzą James Hansen, były dyrektor należącego do NASA Instytutu Badań Przestrzeni Kosmicznej Goddarda oraz Gro Harlem Brundtland, były premier Norwegii opracowało sztandarowy raport. W raporcie tym znalazło się stwierdzenie, że, "w obliczu całkowicie bezprecedensowej sytuacji kryzysowej, społeczeństwo nie ma innego wyboru, jak tylko podjąć zdecydowane działania, aby przeciwdziałać załamaniu cywilizacji. Albo zmienimy nasz sposób działania i stworzymy całkowicie nowy rodzaj społeczeństwa globalnego, albo nasz sposób życia ulegnie zmianie niezależnie od nas."

To twierdzenie trudne jest do zaakceptowania dla wielu wysoko postawionych osób, ponieważ jest ono wyzwaniem dla czegoś, co jest nawet jeszcze potężniejsze niż kapitalizm, a jest to fetysz centrowości – rozsądku, powagi, znajdowania złotego środka, i ogólnie unikania nadmiernego podniecenia czymkolwiek.

Jest to sposób myślenia, który prawdziwie zawładnął naszymi czasami, w znacznie większym stopniu wśród liberałów, którzy troszczą się o sprawy polityki klimatycznej niż wśród konserwatystów, którzy często po prostu zaprzeczają istnieniu kryzysu. Zmiana klimatu stanowi głębokie wyzwanie dla tego ostrożnego centryzmu, dlatego że w jej obliczu półśrodki okażą się bezskuteczne: program Prezydenta USA Baracka Obamy polegający na tym, aby promować wykorzystanie wszystkich dostępnych źródeł energii, ma mniej więcej takie same szanse powodzenia jak dieta odchudzająca polegająca na jedzeniu wszystkich dostępnych pokarmów. Tymczasem, bardzo wyraźnie określone przez naukę ostateczne granice wymagają bardzo zdecydowanego wysiłku.

Ocieplenie 2°C nieodwracalne za dwa lata

A zatem wyzwaniem jest nie tylko to, że potrzebujemy wydać masę pieniędzy i zmienić masę przepisów. Potrzebujemy zmienić sposób myślenia, i to zmienić go radykalnie, aby reformy miały jakąkolwiek szansę powodzenia. Musimy skoncentrować się na takim sposobie widzenia świata, w którym przyroda, inne narody i nasi sąsiedzi nie są postrzegani jako wrogowie, ale jako partnerzy w wielkim projekcie wzajemnego kształtowania samych siebie na nowo.

Mamy więc przed sobą wielkie wyzwanie. Ale to nie koniec wyzwań. Ze względu na to, że dotychczas stale odkładaliśmy ważne zadania na później, teraz musimy zabrać się za tę gigantyczną transformację bez najmniejszej zwłoki. Międzynarodowa Agencja Energetyki (IEA) ostrzega, że jeśli nie zrobimy porządku z naszymi emisjami w mrożącej krew w żyłach perspektywie 2017 roku, nasza oparta na paliwach kopalnych ekonomia doprowadzi do nieodwracalnego ocieplenia o bardzo niebezpiecznych rozmiarach.

"Infrastruktura związana z energią będąca w użyciu w 2017 roku w czasie swojego życia wygeneruje całość dopuszczalnych emisji CO2" w naszym budżecie węglowym, ograniczającym ocieplenie do 2°C, "nie pozostawiając miejsca na dodatkowe elektrownie, fabryki czy inną infrastrukturę, chyba że będą one całkowicie bezemisyjne, co będzie niezmiernie kosztowne". Scenariusz ten zakłada, prawdopodobnie trafnie, że rządy nie będą skłonne do wymuszenia zamknięcia nie zamortyzowanych i w dalszym ciągu przynoszących zysk fabryk i elektrowni.

Fatih Birol, szef IEA bez ogródek stwierdził: "Drzwi do utrzymania ocieplenia poniżej progu dwóch stopni za chwilę zamkną się. W 2017 roku zatrzasną się na zawsze". W skrócie, znajdujemy się w dekadzie, którą niektórzy aktywiści zaczęli określać mianem "Dekady Zero" kryzysu klimatycznego: albo dokonamy zmiany teraz, albo stracimy wszelkie szanse. Wszystko to oznacza, że nasze zwykłe wolnorynkowe źródła otuchy – „rozwiązania technologiczne są tuż za rogiem!” „brudny rozwój jest tylko etapem w drodze do czystego środowiska, popatrzcie na XIX wieczny Londyn!” po prostu tracą rację bytu. Nie mamy na zbyciu stulecia, żeby Chiny i Indie przetoczyły się przez etap Dickensowski. Z powodu naszych straconych dekad, musimy dokonać zwrotu już teraz. Czy jest to możliwe? Z pewnością tak. Czy jest to możliwe bez naruszania fundamentalnej logiki deregulowanego kapitalizmu? Na to nie ma żadnych szans.

Potrzebujemy nowego systemu ekonomicznego

Nasz problem ma dużo mniej do czynienia z mechaniką energii słonecznej, niż z polityką ludzkiej energii - w szczególności z tym, czy może dojść do zmiany na szczytach władzy, odejścia od korporacji w stronę społeczności, a to z kolei zależy od tego, czy wielkim masom ludzi wykorzystywanych przez obecny system uda się stworzyć wystarczająco zdeterminowaną i różnorodną siłę społeczną, aby zmienić układ sił. Taka zmiana wymagałaby innego sposobu myślenia o samych źródłach potęgi ludzkości – naszym prawie do wydobywania coraz większej ilości surowców bez ponoszenia konsekwencji, czy naszej zdolności do naginania złożonych systemów naturalnych do własnej woli. To jest zmiana, która stawia wyzwanie nie tylko kapitalizmowi, ale także fundamentom materializmu, który poprzedza kapitalizm, mentalności, którą niektórzy nazywają "wydobywczością".

Ponieważ u podłoża tego wszystkiego jest prawda, której unikamy: zmiana klimatu nie jest "problemem", który należy dodać do listy przedmiotów naszej troski, takich jak służba zdrowia czy podatki. Jest to sygnał alarmowy dla cywilizacji. Mocne przesłanie – w języku pożarów, powodzi, susz i wymierania gatunków – które mówi nam, że potrzebujemy całkowicie nowego modelu ekonomicznego i nowego sposobu dzielenia się naszą planetą. Przesłanie, które każe nam ewoluować.

Niektórzy twierdzą, że na taką transformację nie ma już czasu. Kryzys jest zbyt naglący, zegar stale tyka. Zgadzam się, że byłoby nierozsądnym twierdzić, że jedynym rozwiązaniem problemu jest zrewolucjonizowanie naszej ekonomii i odwrócenie naszego światopoglądu do góry nogami – a każde rozwiązanie połowiczne nie jest warte podejmowania. Jest całe mnóstwo działań znacząco ograniczających emisje, które można i powinno się podjąć już teraz.

Ale my tych działań nie podejmujemy, nieprawdaż? Nie robimy tego, ponieważ unikanie wielkich batalii o zmianę kierunku ideologicznego i układu sił w naszych społeczeństwach prowadzi do stopniowego kształtowania się kontekstu, w którym jakakolwiek energiczna reakcja na zmianę klimatu wydaje się politycznie niemożliwa, szczególnie w czasach kryzysu gospodarczego.

Z drugiej strony, jeśli zdołamy choć trochę zmienić kontekst kulturowy, stworzy to nieco przestrzeni dla tych rozsądnych, reformatorskich uregulowań, które doprowadzą do tego, że statystyki dotyczące węgla w atmosferze zaczną się zmieniać we właściwym kierunku. A wygrywanie jest zaraźliwe, więc kto wie?

Przez ćwierć wieku próbowaliśmy stosować metodę spokojnej, stopniowej zmiany, usiłując naginać fizyczne realia planety do konieczności nieustannego wzrostu wpisanego w nasz model gospodarczy i do nowych możliwości osiągania zysku. Skutki tego są katastrofalne, stawiają nas w znacznie większym niebezpieczeństwie niż w chwili, gdy ten eksperyment rozpoczynaliśmy.

Boisz się? To dobrze

Co zrobić z strachem, którego źródłem jest życie na umierającej planecie? Planecie, która każdego dnia ma w sobie coraz mniej życia?

Po pierwsze pogodzić się z tym, że ten strach nie ustąpi. Że to jest całkowicie racjonalna reakcja na rzeczywistość nie do zniesienia. Rzeczywistość życia w świecie, który umiera, świecie, który wielu z nas pomaga zabijać, parząc herbatę, jadąc na zakupy samochodem, i tak, także wydając na świat i wychowując dzieci.

Gdy już doświadczysz tego strachu, pozwól żeby cię napędzał. Strach to reakcja umożliwiająca przetrwanie. Strach powoduje że biegniemy, skaczemy, może z nas uczynić super-ludzi. Ale musimy mieć dokąd biec. Bez tego strach tylko paraliżuje. Dlatego prawdziwą sztuką, a zarazem jedyną naszą szansą, jest pozwolić, aby przerażenie, które wzbudza w nas katastrofalna wizja przyszłości znalazło przeciwwagę w nadziei na zbudowanie przyszłości znacznie lepszej niż ta, o jakiej kiedykolwiek mieliśmy odwagę marzyć.

Nie ulega wątpliwości, że wiele rzeczy stracimy bezpowrotnie, niektórzy z nas będą musieli wyrzec się luksusów w których żyją, a całe gałęzie przemysłu przestaną istnieć. Zmiana klimatu już tu jest, a coraz potworniejsze katastrofy czekają nas bez względu na to, co zrobimy. Ale nie jest jeszcze za późno, żeby uniknąć najgorszego. Mamy jeszcze czas na przemianę wewnętrzną w nas samych, abyśmy w obliczu nadchodzących katastrof umieli powstrzymać się od wyrządzania potworności jedni drugim. A to, moim zdaniem, miałoby ogromną wartość.

Ponieważ tak wielki, wszechogarniający kryzys ma to do siebie, że wszystko zmienia. Zmienia to co możemy zrobić, o czym możemy marzyć, czego możemy wymagać od siebie i od naszych przywódców. To znaczy, że musimy zacząć unikać całej masy rzeczy, które przedstawiano nam jako nieuniknione i już teraz zacząć robić całą masę innych rzeczy, które przedstawiano nam jako niemożliwe.

Damy radę? Nie wiem. Wiem tylko, że nic nie jest nieuniknione. Nic poza tym, że zmiana klimatu zmienia wszystko. Jeszcze przez krótką chwilę charakter tej zmiany zależy od nas.

Część pierwsza artykułu TUTAJ

Źródło: ZiemiaNaRozdrozu.pl
Tłum. Andrzej Tarłowski This Changes Everything: Capitalism vs the Climate by Naomi Klein, via The Guardian
Śródtytuły i wytłuszczenia: Piotr Siergiej


ChronmyKlimat.pl – portal na temat zmian klimatu dla społeczeństwa i biznesu. © Copyright Fundacja Instytut na rzecz Ekorozwoju
Redakcja: ul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawa, tel. +48 +22 8510402, -03, -04, fax +48 +22 8510400, portal@chronmyklimat.pl