Polecane publikacje
Atomowe Lubiatowo (15019)
2012-11-15Lubiatowo. Piękna, nadmorska wieś przyciągnęła prywatnych inwestorów, którzy zbudowali tu swoje drugie domy, nowoczesne, przeznaczone głównie na wynajem dla turystów. Część właścicieli korzysta z domów podczas lata, spędzając tu wakacje. Wśród zabudowanych działek bardzo rzadko znajdzie się pozostałości gospodarstw rolnych. Ślady w postaci budynków – tak, śladów rolnictwa – już nie. Wyjątkiem jest może stadnina oferująca usługi rekreacyjne.
Turyści – samochodowi; średnia klasa, sądząc po markach. Wiek różny, choć dzieciaci przeważają. Zaryzykuję stwierdzenie, że w większości w Lubiatowie zachowują się oni poprawnie: względem przepisów, rowerzystów, pieszych. Względem przyrody chyba również – we wsi tak, w lesie prawie tak, na plaży już gorzej.
Zawsze znajdzie się czarna owca.
Wieś czysta, sklep jeden i drugi, jadłodajnia typu bar z rybami, piwem, przyjazna obsługa – wszędzie.
Sierpień 2012 w Lubiatowie był spokojny, ciepły, leniwy, nie zatłoczony. Turysta, przejeżdżający lub osiedlony na chwilę w Lubiatowie, musiał zauważyć żółte banery zawieszone na domach: "Nie dla atomu w Lubiatowie". Niemal na każdym domu baner określał stosunek właściciela do projektowanej tutaj elektrowni jądrowej. To NIE było wyraźne. Niebudzące wątpliwości.
Dziesiątki przejeżdżających samochodów, turyści idący wzdłuż zabudowań na plażę lub z niej wracający nie mogli przejść tak, by nie zwrócić uwagi na żółtą płachtę z zapisanym protestacyjnym oświadczeniem.
Niejako uzupełnieniem, dodatkiem do tych banerów były przyklejone na kliku ulicznych słupach plakaty mówiące o planach budowy elektrowni. W porównaniu do profesjonalnych, ale "chłodnych" banerów, te niewielkie plakaty są pełne treści. Są społeczną próbą zmierzenia się z kolosem: administracją, polityką, pieniędzmi.
Tytuł: "Tereny w Lubiatowie objęte decyzją Wojewody o wskazaniu lokalizacji elektrowni jądrowej". Pytanie pod mapką: "Czy chcecie za kilka lat mieć tutaj plac budowy?".
Przed plakatem nie zauważało się gromadki czytających. Rowerzyści, piesi, zmotoryzowani przechodzili, nie odwracając głów w kierunku plakatów, nie zatrzymywali się przed banerami. Wydawało się, że płyną w swoja stronę, nie zwracając uwagi na to, co chcą im powiedzieć miejscowi.
To myśl pesymistyczna. Przeciwną do niej jest sugestia, że komentują między sobą to, co przeczytali na banerach. Nie sposób inaczej!
A może jednak w natłoku informacji "banerowej", krzyczącej o dobroci tego świata względem naszych potrzeb, konsumpcyjnych pragnień – ten sprzeciw, to NIE, jest zauważalne, budzące refleksję. Kto wie?
Sklepowa, młoda dziewczyna. Na pytanie, co sądzi o przyszłości Lubiatowa w związku z planami budowy elektrowni atomowej odpowiada szczerze, że nie wie. Nie jest stąd. W zasadzie jest przeciwna atomówce. Ale czy ludzie wiedzą czego chcą? Kto tu przyjedzie, jak będzie atom? To wskazanie ważnego problemu, ale ludzie są przeciw wszystkiemu. Boją się atomu, ale i energii wiatrowej, paneli. Chcieliby energię za darmo. Na coś trzeba się zdecydować.
Starsza kobieta wychodząca z zabudowań gospodarczych świadczących, że było tu kiedyś gospodarstwo rolne. Nieświadomy zaczynam rozmowę od spraw rolniczych. Zdziwienie na twarzy. Nie ma tu już gospodarki. Żyje z turystów. Atom? No, może będzie. Ją to nie obchodzi, bo już jest wiekowa (całkiem nieźle się trzyma!). To problem dzieci i wnuków, a oni tu mieszkać nie będą. Nie ona tu decyduje, jej głos się nie liczy. To województwo, gmina. Oni, oni i tylko oni. A nim wybudują, to ja umrę – kończy rozmowę czerstwa kobieta.
Ten sam nurt myślenia odnajduję w rozmowie z właścicielem domu wynajmowanego turystom. Ma on świadomość zagrożeń. Kto tu przyjedzie? Kto będzie jadł flądrę z połowów bałtyckich. Jest zniechęcony, ale się nie załamuje. Tli się w nim chęć sprzeciwu. Wspomina o organizacji, którą założyli właściciele działek w Lubiatowie. Ale my mieszkamy w Władysławowie, Gdańsku, Krakowie, Warszawie. Jak kończy się sezon, zaczynają się działania władz miejscowych, które są ZA elektrownią. Wożą ich po Europie i przekonują o poprawie jakości życia w cieniu elektrowni jądrowych.
Zamilkła nawet Anna Dymna, której fundacja ma w pobliżu grunty – dorzuca żona właściciela domu. Mają chyba do niej żal. Jest to osoba, która może zabierać głos w mediach. Może coś robi w tej sprawie, tylko tego nie zauważamy – dodaje dla uciszenia emocji.
Na moją sugestię, by zbierać podpisy turystów pod petycją, następnego dnia pojawiają się listy, pod którymi można złożyć podpisy, domagając się respektowania opinii tych, którzy są przeciw elektrowni w Lubiatowie. Czy zbierają takie podpisy w innych domach? Nie wiem. Przez cały sezon zebrałoby się pewnie ich sporo.
W lipcu w Lubiatowie był zorganizowany obóz antyatomistów. Treningowy, szkoleniowy o wyraźnym profilu edukacyjnym. Pytani o ten obóz miejscowi nie odnosili się doń entuzjastycznie, potwierdzali ten fakt.
Na jednej z śródleśnych dróg prowadzących do plaży rozwieszony był spory baner sugerujący, że czekają nas w przyszłości w Lubiatowie atomowe wakacje. Nie wiem, czyje to dzieło, ale jeśli weszło się na tę ścieżkę, to trudno było się wyzbyć myśli, że – jak piszą autorzy baneru – zabiorą nam, turystom, spokój wypoczynku na białych plażach.
Po kilku miesiącach, już w innej scenerii, powrócił Lubiatów ze swoim atomowym problemem. Podczas Kongresu Obywatelskiego zorganizowanego w listopadzie w Warszawie, w trakcie dyskusji o możliwościach dialogu i porozumieniu się w sprawach energetycznych zabierali głos ci, nad którymi zawisła groźba wybudowania elektrowni jądrowej w Lubiatowie. Były to głosy rozżalenia, bezsilności. Tej samej, którą słyszałem, będąc w Lubiatowie. Nie mogło być przecież inaczej.
Trudność w działaniu właścicieli działek w Lubiatowie polega, moim zdaniem, przede wszystkim na tym, że są tam "przelotnie". Nie mieszkają, nie stanowią rzeczywistej społeczności, co zapewne wykorzystuje władza. Są rozproszeni, zajęci innymi sprawami, mieszkając na co dzień w Warszawie, Krakowie, Władysławowie.
To ogromne dla nich wyzwanie, by zadziałać wspólnie. Zintegrować się. Wyprodukować wspólny program. By nie "zatrzymać" się na banerze. To również trudna kwestia dla tych, którzy chcieliby pomóc przeciwnikom EJ w Lubiatowie. Trzeba przełamać niechęć do tych, co ciągną zyski z walorów turystycznych Lubiatowa, a nie są jego mieszkańcami. Nie jest łatwo o komunikację z nimi, skoro mieszkają w różnych częściach Polski.
Lubiatowo jest ładną miejscowością. Elektrownia atomowa nie da pracy jej mieszkańcom. Jest ich tak niewielu. Ci, co mają tam swoje drugie domy, te rekreacyjne, nie oczekują od elektrowni niczego, bo ona nie może im nic zaoferować. Nie będą szukać w niej pracy. Nawet tańszy lub darmowy prąd nie jest magnesem. Stracą turystów na czas budowy i na długo później, gdy społeczeństwo będzie się oswajało z elektrownią atomową i możliwością bezpiecznego odpoczynku w jej sąsiedztwie. To sąsiedztwo się zurbanizuje, zatraci się istniejący obecnie ucywilizowany spokój miejscowości turystycznej z dwoma sklepami, barem i stadniną.
Krzysztof Kamieniecki, Instytut na rzecz Ekorozwoju
dla ChronmyKlimat.pl
fot. © Krzysztof Kamieniecki
ChronmyKlimat.pl – portal na temat zmian klimatu dla społeczeństwa i biznesu. © Copyright Fundacja Instytut na rzecz Ekorozwoju
Redakcja: ul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawa, tel. +48 +22 8510402, -03, -04, fax +48 +22 8510400, portal@chronmyklimat.pl