Poradnik
Dobry klimat zaczyna się w domu (16170)
2013-09-12Ważna jest już sama decyzja o zaprojektowaniu domu energooszczędnego. Domu nie kupujemy tak, jak telefonu komórkowego – na dwa lata. Dom kupuje się na 20–40 lat, niekiedy na dłużej – o dobrym klimacie w domu i wokół niego Energooszczędnym 4 kątom opowiada Wojciech Stępniewski, ekspert Koalicji Klimatycznej.
Energooszczędne 4 kąty: Co tak właściwie wspólnego z klimatem na świecie ma mój dom?
Wojciech Stępniewski: Dom jest odbiornikiem różnych rodzajów energii: elektrycznej na potrzeby oświetlenia, chłodzenia i wszystkich urządzeń elektrycznych, energii do podgrzania wody użytkowej oraz energii do ogrzania domu, która może stanowić aż 70–80% zużywanej energii.
Trzeba sobie uświadomić, że dom nie tylko pochłania energię, lecz jednocześnie może być producentem zanieczyszczeń konwencjonalnych, przede wszystkim tlenków siarki i azotu, podtlenków azotu, pyłów i rtęci. Oddziałują one na zdrowie i wpływają na dobrobyt wszystkich ludzi, którzy mieszkają w sąsiedztwie tego domu, zwłaszcza wówczas, gdy energia cieplna jest produkowana na miejscu. Na etapie budowy dom jest emitentem wielu związków chemicznych, jak fenole czy formaldehyd, zawartych w materiałach budowlanych i wykończeniowych.
Odbiornik pod postacią domu produkuje też, pośrednio, dwutlenek węgla. To właśnie ten związek powoduje ocieplanie klimatu. Dopóki 100% zapotrzebowania na energię w Polsce nie będzie pokrywane przez źródła odnawialne, dopóty będziemy uwalniać do atmosfery wpływające na klimat CO2. Niestety, jak pokazują scenariusze, w Polsce przez najbliższe kilkadziesiąt lat przy produkcji energii wciąż wykorzystywane będą źródła kopalne: węgiel i gaz ziemny.
Gdzie zatem mieszkać, aby chronić klimat?
Na równiku [śmiech]. Budujemy sobie chatę z lokalnych surowców, nie potrzebujemy ogrzewania, dzień i noc mają tyle samo godzin. Wystarczy mały przepływ prądu, żeby żarówka czy świetlówka świeciła i trochę energii do chłodzenia.
O ile będziemy mieć tam dostęp do energii...
Na równiku można bardzo łatwo wyprodukować ją sobie samemu. Wystarczy ogniwo fotowoltaiczne o wielkości dużego stołu, bufor w postaci zespołu akumulatorów i gotowe. Oczywiście musielibyśmy mieć na to wszystko pieniądze, więc to sytuacja teoretyczna.
A gdy jednak chcemy mieszkać w Polsce?
Ważna jest decyzja o zaprojektowaniu domu energooszczędnego. Domu nie kupujemy tak, jak telefonu komórkowego – na dwa lata, by wtedy wymienić go na nowy. Dom kupuje się na 20–40 lat, niekiedy na dłużej, na dwa pokolenia.
Gdy budujemy energooszczędnie, z jednej strony czujemy się lepiej, bo emitujemy do środowiska mniej tych różnych związków, o których wspominałem, a ponadto, z drugiej strony, nasze rachunki za energię są niższe.
Mniej możemy płacić za energię elektryczną, jeśli wyprodukujemy ją sobie np. w mikrowiatraku albo w panelu fotowoltaicznym. Na podgrzewaniu wody też możemy zaoszczędzić – zależy, jak będziemy ją podgrzewać, czy będziemy mieć pompę ciepła, kolektory słoneczne uzupełnione o wodę z elektrociepłowni podgrzaną wcześniej, czy będziemy pompować i podgrzewać własną wodę... Te wszystkie elementy trzeba przemyśleć już na etapie decyzji o inwestycji po to, aby w przyszłości płacić za rachunki jak najmniej.
Czy rzeczywiście domy energooszczędne mogą rozwiązać problem klimatu?
Dla użytkownika takiego domu kwestie klimatyczne i obniżania emisji są raczej wtórne. Przede wszystkim ludzie dbają o swoje rachunki za energię i myślą, co zrobić, żeby płacić jak najmniej.
Są oczywiście osoby, które mają dobre samopoczucie, bo dzięki nim w okolicy jest mniej pyłów, zanieczyszczeń, dzieci nie chorują na choroby układu oddechowego, ogólnie – są lepsze warunki do życia, lepsze środowisko i klimat. To współkorzyści wynikające z działań obniżających rachunki za energię.
A jeśli chodzi o sam wpływ budynku na klimat, nowy dom zawsze będzie powodował jakieś emisje, chyba że jest zaprojektowany tak, że będzie domem pasywnym, w ogóle niezużywającym energii. Takie domy od kilkunastu lat są projektowane i budowane w naszej strefie klimatycznej. W Polsce jest już kilkadziesiąt takich obiektów i są droższe od kilkunastu do kilkudziesięciu procent od zwykłych domów produkowanych w sposób standardowy, powtarzalny.
W domach pasywnych bilans energetyczny rzeczywiście jest zerowy. W szczególnych przypadkach bilans może być ujemny – wtedy dom produkuje energię na potrzeby sieci – to jest najbardziej pożądany kierunek budowania domów.
Czy w przypadku domów pasywnych kwestie klimatyczne nie przesłaniają jednak komfortu życia jego użytkowników? W zimie być może rzeczywiście jest w nich ciepło i nie płacimy wiele za ogrzewanie, ale zdarza się też, że w lecie temperatury sięgają niemal 30ºC.
Rozmawiałem z ludźmi, którzy mieszkają w takich domach. W budynku pasywnym rzeczywiście panuje specyficzny mikroklimat i akustyka. Często stosuje się tam rozwiązania, do których po prostu trzeba się przyzwyczaić. Przykładowo drzwi są bardzo grube, mają kilka uszczelek. Ich zamknięcie to jak zamknięcie szczelnego słoika, dom staje się termosem. Taki budynek, żeby był energooszczędny, musi być szczelny, dlatego też nie otwiera się w nim okien. Cała fasada południowa jest z reguły oszklona. W lecie istnieje ryzyko przegrzewania się domu, stosuje się blendy okienne.
W pasywnym domu działa wentylacja mechaniczna, która zapewnia przepływ świeżego powietrza, jednak trzeba bardzo dbać o to, żeby poziomy wilgoci nie były za duże. W innym razie na ścianach będą się rozwijały grzyby i środowisko nie będzie przyjazne.
W takim budynku muszą być stale zachowane poprawne parametry klimatu wewnętrznego. I to jest właśnie kwestia dobrego projektu. Nie może tego robić dyletant, który robi pierwsze projekty w życiu. Są doświadczone biura, np. Lipińscy Domy z Wrocławia, które mają już kilka takich gotowych obiektów. Można tam pojechać, zobaczyć. (Przyp. red. O pasywnym domu w Smolcu k. Wrocławia biura Lipińscy Domy czytaj w naszym katalogu dobrych przykładów).
Decyzja o budowie domu energooszczędnego lub pasywnego została podjęta. Okazuje się jednak, że nas na niego nie stać – dom energooszczędny to wydatek o 10–15% większy niż w przypadku standardowego, pasywny – nawet o 30%. Co wtedy?
To jest odwieczny dylemat. Coś kupujemy za 1000 zł, a później opłaty z tytułu posiadania tej rzeczy wynoszą 50 zł. Możemy też kupić coś innego, spełniającego te same zadania (albo nawet jeszcze więcej) za 1400 zł i wtedy opłaty miesięczne to 20-25 zł. Opłaty nalicza się w rachunku ciągnionym przez wiele, wiele lat. Gdy porówna się inwestycje i wydatki, które poniesie się w przeciągu 20-30 lat, opłaca się kupować rzeczy energooszczędne.
Problemem jest to, że młodzi ludzie nie mają środków, aby od razu porywać się na bardzo dobrze technicznie wymyślone, ale drogie projekty. Budynek pasywny jest bardzo fajny, ale rzeczywiście kosztowny. Ale decyzję o jego budowie warto przemyśleć i jakoś ją wyważyć, tym bardziej, że obecnie istnieją programy, które ją dofinansowują.
Można zaczerpnąć parę elementów z budynku pasywnego, wykorzystać te, które są najtańsze, np. wspomagać przygotowanie ciepłej wody użytkowej kolektorami czy produkować część energii na własne potrzeby w ogniwach fotowoltaicznych. Młody człowiek przy budowie domu zwykle posiłkuje się kredytem. Biorąc kredyt, może pokazać pracownikowi banku, że stosuje pewne rozwiązania, które później pomogą mu w spłacie wyższej raty na budowę droższego domu.
Co jeszcze można zrobić?
Zamiast domu pasywnego można zbudować budynek energooszczędny albo wybitnie energooszczędny, czyli coś pomiędzy budynkiem pasywnym a standardowym, który obecnie buduje się z samych cegieł i izoluje 5 czy 7 cm styropianu. Zamiast niego zastosować 15 albo 20 cm wełny mineralnej, kolektory słoneczne, jakieś małe źródło energii elektrycznej i jeśli są sprzyjające warunki, tam gdzie się stawia dom – pompę ciepła (rodzaj odwróconej lodówki, która wykorzystuje ciepło z ziemi w zimie, a w lecie chłodzi, więc nie trzeba wtedy już klimatyzować pomieszczenia). Istnieją rozwiązania pośrednie, na które można sobie pozwolić i takie domy powinny być budowane w sytuacji, gdy nie stać nas na dom pasywny..
Oczywiście, gdy się taki dom buduje, powinno się wziąć pod uwagę, że w przyszłości być może będziemy mieć więcej pieniędzy i ten dom powinien być już przystosowany do zastosowania dodatkowych energooszczędnych rozwiązań, np. do zainstalowania jeszcze kilku kolektorów. Ważne, żeby bez ingerowania w bryłę budynku i w strukturę konstrukcji w przyszłości można było skorzystać z tego, na co nas w tej chwili nie stać.
Wśród tych, którzy chcieliby zmniejszyć swoje zużycie energii i tym samym obniżyć rachunki są też na pewno tacy, którzy nie planują już budowy, mają swój dom lub mieszkanie. Jak oni mogą chronić klimat?
Aby istniejący dom emitował mniej dwutlenku węgla, trzeba poddać go procesowi modernizacji termicznej. Jeśli modernizujemy termicznie dom z zewnątrz (lub wewnątrz, w zależności od technologii budowlanej), czyli dokładamy izolację, to musimy równocześnie przeliczyć system ogrzewania. Często wtedy warto też pomyśleć o wymianie grzejników żeliwnych, które już nie będą spełniały dobrze swojej roli i o zastosowaniu termostatów.
Ważne, aby instalacja w tak zmodernizowanym domu nie była przewymiarowana i żeby nie płynęła tam za duża ilość energii cieplnej. Skutkiem będzie to, że w takim ocieplonym domu będziemy po prostu w zimę otwierać okna i się w ten sposób chłodzić. Zupełnie przecież nie chodzi o to, żeby to ciepło wypuszczać, bo właśnie ociepliliśmy dom. Jedno z drugim musi być skorelowane, to musi być proces kompleksowy. System odbioru i produkcji ciepła musi być zmodernizowany jako cześć inwestycji.
Działania termomodernizacyjne to często niemały wydatek. Nie wszystkich na to stać.
To problem społeczny, "kto za to zapłaci" – jak ludziom w ogóle wytłumaczyć, że w ogólnym rachunku to się opłaca. To wszystko trzeba rozwiązać.
Mamy na przykład stare, strasznie energoochłonne budynki, np. zbudowane tylko z cegieł śląskie familoki. Ludzie, którzy tam mieszkają, mają deputat węglowy i dostają rocznie od 1,8 do 3 ton bezakcyzowego węgla. Jak im wytłumaczyć, że rezygnujemy z tego deputatu, skoro taniej jest pobrać ten węgiel, wsypywać do pieca i jest gorąco? To nie jest czarno-białe, to są dylematy społeczne i finansowe.
Czy w takim razie modernizacja termiczna na masową skalę w ogóle się opłaca? Czy nie łatwiej byłoby nieefektywne domy zburzyć i wybudować na nowo?
Trzeba by się najpierw zapytać ludzi, którzy mieszkają w tych budynkach, czy warto je zburzyć. Na pewno powiedzą, że nie.
Termomodernizacja zawsze jest opłacalna, tylko w różnym horyzoncie czasowym. Gdzieniegdzie są tak kiepskie energetycznie budynki, że prosta termomodernizacja przy użyciu 5–10 cm styropianu daje takie efekty, że to rzeczywiście warto robić. Ale wszystko zależy od konkretnego przypadku.
Mogą być budynki tak skomplikowane architektonicznie, że ich docieplenie będzie strasznie drogie. Trzeba będzie zużyć z nadmiarem dużo wełny albo styropianu, będzie to bardzo kosztowne. Czas zwrotu inwestycji w tym przypadku to nawet 30 lat. Z ekonomicznego punktu widzenia to się nie opłaca. Warto wtedy te pieniądze włożyć w jakąś inwestycję, która się zwróci w ciągu 5–7 lat. Wszystko trzeba przeliczać indywidualnie, każda inwestycja termomodernizacyjna jest inna.
Jednak, generalnie mówiąc, termomodernizacja się opłaca, zwłaszcza w prostych architektonicznie budynkach, jak budynki wielorodzinne, czyli bloki. Bardzo dużo gospodarstw domowych, każde płaci rachunki, natomiast koszt ocieplenia całego bloku po podziale na gospodarstwa domowe jest dość niski, zwłaszcza że są programy wspomagające takie działania.
Państwo wspomaga inwestorów zarówno w działaniach termomodernizacyjnych, jak i w budowie energooszczędnych i pasywnych domów. Jakie jest miejsce budownictwa w polskiej i międzynarodowej polityce klimatycznej?
Warto spojrzeć do statystyk i zobaczyć, gdzie się plasuje budownictwo jako źródło emisji. Około 40% emisji pochodzi z sektora budownictwa. To określa rolę budownictwa w polityce klimatycznej.
Wsparcie państwa nie jest specjalnie bardzo mocne. Dobrze, że istnieją odpowiednie programy Narodowego Funduszu Ochrony Środowiska. Oprócz wspomnianych promuje się także instalację paneli fotowoltaicznych i kolektorów słonecznych. Na pewno warto z nich korzystać przy planowaniu domu energooszczędnego czy pasywnego.
Do produkcji energii odnawialnej na własne potrzeby ma również zachęcać ustawa o OZE, na którą wciąż czekamy.
Ustawa o odnawialnych źródłach energii w tym zakresie, o którym mówimy – żeby obywatele mogli produkować zieloną energię – dotyczy oczywiście małych źródeł, czyli mikrowiatraków, pomp ciepła, kolektorów, małych urządzeń przydomowych. Bardzo ważne jest stworzenie wszelkich możliwych uproszczeń dla ludzi, którzy chcą takie urządzenia instalować i sami produkować energię, chcą być tzw. prosumentami, czyli nie tylko konsumentami energii, lecz także wytwórcami. Później, przy użyciu systemu elektroenergetycznego, można ją magazynować w sieci. Obrazowo to wygląda tak, jakbyśmy mieli olbrzymi akumulator. Wtedy, kiedy nie ma ani słońca, ani wiatru, odzyskujemy energię z sieci, a gdy jest promieniowanie słoneczne lub wiatr – produkujemy na potrzeby własne, sąsiadów lub sieci. Na takiej zasadzie taka mikrosieć może działać.
Na wygląd naszych domów wpływa też polityka Unii Europejskiej, np. dyrektywa o efektywności energetycznej.
Dyrektywa ta dotyczy przede wszystkim producentów sprzętu elektroenergetycznego, chłodziarek, klimatyzatorów, pieców, wszelkich urządzeń, które są produkowane masowo, a więc wyposażenia naszych domów. Dokument ten nie dopuszcza do tego, aby na rynku były produkty nieenergooszczędne.
Typowym przykładem działania dyrektywy jest np. wycofanie z rynku żarówek, które mają sprawność na poziomie 5%, i zastępowanie ich źródłami elektroluminescencyjnymi – źródłami z diodami świecącymi oraz świetlówkami liniowymi i kompaktowymi, czyli źródłami wyładowczymi.
Ale ten dokument o efektywności energetycznej dotyczy budynków również bardziej bezpośrednio. Już od 2021 roku będziemy zobowiązani prawnie do energooszczędnego budowania. Inspektor budowlany nie będzie mógł odebrać budynku, który jest nieenergooszczędny, energoochłonny, np. zbudowanego z samych cegieł. Trzeba będzie go docieplać, co wygeneruje duże koszty.
Jeśli ktoś planuje budowę domu energooszczędnego, zawsze warto spytać projektanta, czy projekt spełnia minimalne wymogi standardów energetycznych, czy zostanie zatwierdzony przez urzędnika, który będzie odbierał dom.
W omawianym dokumencie widnieje zapis o budynkach użyteczności publicznej. Jaką rolę mają one odegrać?
One powinny mieć rolę wzorcową. Przychodzą ludzie do przedszkola, do szkoły, do urzędu miasta, do kościoła, na basen... Jeżeli tam będą kolektory, jeśli będzie widać, że energia jest oszczędzana, że w zimie urzędnicy nie siedzą przy otwartych oknach i gorących kaloryferach, to będzie to skłaniało innych do zastanowienia się nad podobnymi działaniami w domu.
Rola instytucji użyteczności publicznej powinna być modelowa. Jeżeli np. woda w basenie podgrzewana jest kolektorami i część tych kolektorów jest usytuowana na ziemi, bo już na nie na dachu nie wystarczyło miejsca, to też pełni jakąś rolę edukacyjną. Takie obiekty się zauważa. Na Słowacji widziałem baseny przykryte kolektorami, naprawdę dobrze to wygląda. Ludzie mają świadomość, że nikt nie spala węgla, aby podgrzać obiekt, tylko słońce w tym pomaga.
Od 2018 roku nowe budynki użyteczności publicznej powinny być stawiane w standardzie energooszczędnym. A co ze starymi urzędami?
W dokumencie jest wskazane, że jeśli są już one bardzo stare, powinny dążyć do naturalnej technicznej śmierci. Ewentualnie, powinny być poprawiane pod względem technicznym, jeżeli są to budynki rządowe. Niestety jest mało prawdopodobne, aby wszystkie budynki, które są nieefektywne, zostały poddane termomodernizacji. Tak, jak w przypadku domów rodzinnych, czasami jest to tak duży koszt, że przekracza on wartość budynku. Wtedy rzeczywiście warto pomyśleć o zbudowaniu nowego.
Czy nasze jednostkowe decyzje mają w ogóle znaczenie dla klimatu? Przemysł emituje przecież dużo więcej niż zwykli ludzie w swoich domach, ale to my za kilka lat będziemy musieli budować energooszczędnie. Czy tutaj istnieją już odpowiednie regulacje?
W dyrektywie o efektywności energetycznej mówi się o obniżonych rachunkach za energię, komforcie cieplnym dla pracowników i produktywności. Tymczasem w przemyśle bardzo często marnuje się dużo ciepła odpadowego, np. w chłodniach kominowych.
Byłem w 2007 roku w hucie szkła w Radomiu. Żeby stopić szkło, potrzebne są olbrzymie ilości energii. W przedsiębiorstwie tym ogromne ilości ciepła uciekały przez komin, natomiast w stołówce pracowniczej obok były grzejniki elektryczne i podgrzewacze elektryczne do wody. Można by to jakoś zaprojektować inaczej, istnieją już różne odpowiednie rozwiązania techniczne, np. możliwe byłoby zamontowanie wymiennika ciepła i dzięki niemu ogrzewanie budynków zewnętrznych.
Co więcej, tuż za płotem tej huty było osiedle mieszkaniowe z lat 50., a w tych blokach pracowały kotłownie węglowe. Tu przychodzą na myśl efekty skojarzone. Z jednej strony można by pomyśleć o rezygnacji przez spółdzielnię mieszkaniową z kotłowni węglowej o niskiej sprawności, powodującej niską emisję pyłów czy dwutlenku siarki, a z drugiej strony – o wykorzystaniu ciepła odpadowego z huty i zysku z tego tytułu. Korzyść byłaby obopólna. Wskazaliśmy wtedy, że może warto jakoś się porozumieć, niestety nic z tego nie wyszło. Ale tego typu pomysły powoli się przebijają.
Jakie dobre przykłady wykorzystywania odnawialnej energii i energooszczędności możemy już obserwować?
W budynku przemysłowym należącym do firmy produkującej żywność mrożoną niedaleko Bydgoszczy, na którego dachu były panele fotowoltaiczne, widziałem powieszony na ścianie licznik energii. Przedsiębiorstwo produkowało energię na własne potrzeby, a licznik pokazywał ilość wytworzonej energii. Liczba codziennie rosła, cyfry przeskakiwały. Robiło to wrażenie.
Przedsiębiorstwa również powinny odgrywać rolę wzorcową. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby podobnie liczniki montowały lub wywieszały urzędy, po zainstalowaniu małych źródeł energii odnawialnej.
Samorządy też mogą zachęcać do energooszczędnego budowania?
Władze samorządowe mogłyby się bardziej przyłożyć. Nie widać jakoś specjalnie ich aktywności. Paradoksalnie już bardziej dostawcy energii elektrycznej dbają o oszczędność energii, np. wysyłają z rachunkami książeczki, w których zamieszczają porady. To tak naprawdę przeciwko ich interesom, bo sprzedają energię, a jednocześnie namawiają, żeby ją oszczędzać i jej mniej zużywać.
W przypadku budownictwa polecałbym samorządom skorzystanie z doświadczeń Duńczyków. Oni są naprawdę mocno posunięci w energooszczędnych działaniach. Powstają tam naprawdę dobre projekty.
Gmina Egedal sprzedawała taniej grunt w obszarze Stenløse South pod inwestycję mieszkaniową, jednorodzinną pod warunkiem, że dom, który powstanie na działce będzie energooszczędny lub pasywny. Ludzie chętnie decydowali się na zakup ziemi po lepszej cenie. Podobne projekty były prowadzone w Szwecji (Lindås, Göteborg).
Polskie gminy obecnie bardzo często sprzedają grunty, bez przerwy organizowane są przetargi. Może namówić prezydenta miasta, żeby jeżeli jest w stanie, obniżył cenę gruntu o 10%–20%, pod warunkiem, że zbudowane tam zostaną budynki energooszczędne lub pasywne. Podobne dobre pomysły pojawiają się w Anglii, gdzie powstają osiedla domów zeroemisyjnych. Warto bliżej się temu przyjrzeć i sprawdzić u nas, jak to działa.
Zanim jednak zaczniemy w końcu energooszczędnie budować czy termomodernizować, w swoim obecnym domu też możemy dbać o dobry klimat. Jak?
Przede wszystkim należy przyjrzeć się oświetleniu, które odpowiada za 20–25% całego rachunku za energię. Jeśli zastosuje się źródła LED-owe i świetlówki kompaktowe, opłaty za światło można zmniejszyć o 4/5.
Kolejna rzecz to chłodnictwo – chłodziarka i zamrażarka. Jeżeli urządzenie jest włączone do sieci przez cały czas, to nawet gdy ma małą moc, ale pracuje 24 h na dobę przez 365 dni, to wykorzystuje porządną ilość energii, za którą ktoś musi zapłacić. Okazuje się, że ludzie dość często wymieniają sobie chłodziarkę na nową, choć stara jeszcze działa. Stawia się ją w piwnicy lub korytarzu, aby w lato mieć schłodzone napoje. Te dwie chłodziarki odpowiadają za 50% rachunku za energię! Ludzie nie są świadomi, że energia zużyta to jest moc odbiornika razy czas działania.
W domu są też odbiorniki, które mają dużą moc i wystarczy, że działają godzinę dziennie, a i tak generują spore wydatki. Przykładem jest żelazko, piec akumulacyjny lub olejowy o mocy 2 kW. Niby kilkanaście godzin to nie dużo, ale gdy zostawimy taki grzejnik olejowy na 24 godziny, zapłacimy za konkretną ilość kilowatogodzin.
Jeśli chodzi o pralki i zmywarki, trzeba się stosować do zaleceń producenta, prać zawsze na pełnym wsadzie, nie myć dwóch talerzy w zmywarce i nie prać pięciu koszulek. Pozostaje jeszcze cała reszta małych sprzętów jak suszarki czy czajniki – często również o mocy 2 kW. Jeśli ktoś ma gaz w domu, zawsze go namawiam, aby wodę gotował na gazie i zrezygnował z czajnika elektrycznego. To jest dużo, dużo tańsze. Za gaz nie płacimy tak wiele.
Zachęcam do robienia nawet takich drobnych rzeczy wszędzie, gdzie to możliwe.
Dziękuję za rozmowę.
Wojciech Stępniewski – ekspert Koalicji Klimatycznej, wcześniej kierownik projektu WWF Polska "Klimat i energia", który był częścią programu WWF "Przeciwdziałanie zmianom Klimatu". Zajmował się problematyką efektywności energetycznej w ramach Polskiego Projektu Energooszczędnego Oświetlenia PELP, brał również udział w planowaniu programów zarządzania popytem na energię w firmie energetycznej Northeast Utilities w stanach Connecticut i Massachussets w ramach specjalnego programu Yale University, New Haven, CT.
Organizował cykl warsztatów poświęconych polityce energetycznej w Europie Centralnej, był współorganizatorem seminariów dla przemysłu na temat handlu uprawnieniami do emisji oraz prowadził międzynarodową konferencję pod patronatem premiera Rzeczpospolitej Polskiej "Forum odnawialnych źródeł energii". Prowadził kampanię pn. "Zróbmy dobry klimat", dotyczącą zmian klimatycznych i bardziej efektywnego wykorzystywania energii elektrycznej w naszym kraju. Promuje rozwiązania gospodarcze i legislacyjne mające na celu rozwój elektroenergetyki odnawialnej oraz wzrost sprawności generacji energii oraz efektywności jej wykorzystania w Polsce. Lobbował w Parlamencie Europejskim i Sejmie na rzecz przyjęcia ambitnego unijnego pakietu klimatyczno-energetycznego. Bierze udział, jako obserwator z ramienia organizacji pozarządowych i rządu RP, w posiedzeniach UNFCCC COP.
Wywiad przeprowadziła Urszula Drabińska.
ChronmyKlimat.pl – portal na temat zmian klimatu dla społeczeństwa i biznesu. © Copyright Fundacja Instytut na rzecz Ekorozwoju
Redakcja: ul. Nabielaka 15 lok. 1, 00-743 Warszawa, tel. +48 +22 8510402, -03, -04, fax +48 +22 8510400, portal@chronmyklimat.pl